poniedziałek, 18 listopada 2013

I Jesienny Bieg Potrójnej


W ubiegłą sobotę 16 listopada odbył się
I Jesienny Bieg Potrójnej nasze ostatnie zawody w tym roku. Oficjalne zakończenie sezonu 2013... Yhm! Smuteczek. Ale roztrenowanie i odpoczynek to także bardzo istotna część treningu, pamiętajcie o tym, drogie dzieci! I chociaż człowiek ma mieszane uczucia, trochę się boi, że mu forma spadnie, że mu się ciałka nazbiera, nogi się odzwyczają i później ciężko im będzie się zmobilizować do takich interwałów na przykład — to najważniejsze jest przekonać samego siebie, że nic złego przez te 2 lub 3 tygodnie się nie stanie, o nie...! Wszystko będzie dobrze, a nawet lepiej! Poza tym roztrenowanie wcale nie musi oznaczać leżenia odłogiem, ale to już zupełnie inna historia.
..
Okolice Potrójnej w Beskidzie Małym. Dzicz!


.
Szczerze mówiąc, mieliśmy już sobie darować ten start. Trochę się rozleniwiliśmy przez ostatni tydzień… Niby się coś tam biegało, jakiś cięższy trening też wpadł, ale — przynajmniej w moim wypadku — trochę bez entuzjazmu, a zmęczone sezonem nogi już tak ochoczo nie przebierały pod górę. Czy to ta błotnista jesień tak na mnie zadziałała..? A może fakt, że oficjalne zakończenie ligi było miesiąc temu, czyli po ALPIN SPORT Tatrzańskim Biegu Pod Górę..? No i rozdanie nagród, dyplomy, nawet kręcąca się łezka w oku, że się już nam ten sezon skończył, a teraz oto powinno nastać roztrenowanie…? Że się człowiek będzie musiał przerzucić na rower, spacery po lesie i siłownię? 
No może… Ale jakoś tak wyszło, że nogi jeszcze chciały trochę pobiegać, a pogoda jakaś taka… akurat sprzyjająca treningom. Nawet w międzyczasie wyjazd na Węgry nam się trafił, a jak by to wyglądało, jakbyśmy nie sprawdzili, jak się tam na obczyźnie biega? No jak..?! Więc postanowiliśmy jeszcze trochę zaczekać, a sezon zakończyć w listopadzie. 

Poza tym bieg na Potrójną to pierwszy "górski" w moich rodzinnych stronach! Co prawda nieomal od 10 lat mieszkam w Krakowie, ale kiedy tylko można a znacie już nasze możliwości z pogranicza teleportacji to jednak biegamy poza miastem, więc doprawdy... Czy mogłoby nas tam zabraknąć? 
Ponieważ, jak sama nazwa wskazuje, był to bieg pierwszy zaplanowana przez organizatora trasa nie była nam bliżej znana. Co prawda poszczególne etapy i owszem, ale Beskid Mały poprzecinany jest mnóstwem małych ścieżek i ścieżynek, które nie są zaznaczone na żadnych mapach, a takimi właśnie miały prowadzić zawody. Postanowiliśmy obadać dokładniej trasę, ażeby to mieć przynajmniej ogólny pogląd na to, czego należy się spodziewać i chociaż nie udało nam się trafić we wszystkie ścieżki, którymi biegliśmy w sobotę, ponieważ nie było jeszcze oznaczeń, to taki trening dobrze nam zrobił. 


My. Jeszcze pełni nadziei, że jednak nie zacznie padać... A to już nasze nogi zaraz przed pierwszym podbiegiem.

Powiedzmy sobie szczerze: bieg wcale do najłatwiejszych nie należała, głównie ze względu na strome zbiegi, trudne technicznie. Ale po kolei.

Od samego początku pogoda nie chciała z nami współpracować. Temperatura oscylowała w ogół jednego marnego stopnia powyżej zera (dobrze, że chociaż tyle... ale przymarznięta do kamieni trawa na szczycie to już było przegięcie! Pogodo, szanujmy się!). Gęsta mgła potęgowała uczucie chłodu (powiało z bieguna, ehh..!), a w dodatku po dwóch kilometrach zaczęło padać i już do samego końca nie przestało… Ale przyjechaliśmy do Rzyk w konkretnym celu, więc po naradzie w co się ubrać i czy biegniemy całość, czy tylko część, ruszyliśmy błotnistym traktem zatapiając się w bezkresną mgłę…

Kamil i pierwszy podbieg
Kamil na pierwszym podbiegu. Szczytu jeszcze nie widać...


Trochę się pogubiliśmy, bo trasa nie była jeszcze oznaczona, ale i tak było fajnie!

Na samym szczycie Łamanej Skały trochę zboczyliśmy ze szlaku.

Omg!
Zbieg czarnym szlakiem do kompleksu "Czarny Groń"

.
W sobotę, czyli w dniu zawodów, pogoda pozostała niesfornie nieugięta. Nie zaskoczyła nas pozytywnie. Od samego rana trochę padało, a gęsta mgła oblepiała szczelnie domy, drzewa i nasz pędzący w stronę Andrychowa samochód… Po zameldowaniu się w biurze zawodów i odebraniu pakietów startowych, przypięliśmy nasze numerki (które okazały się całkiem szczęśliwe) i ruszyliśmy na start, który został wyznaczony w odległości ok. 1,5 km od kompleksu „Czarny Groń”. Później rozgrzewka, pogaduszki z ekipą z Norafsport, poklepywania po plecach i nerwowe zerkanie na zegarek, ile to jeszcze tych minut do startu no i w końcu odliczanie! I wszyscy razem: 3... 2... 1... I poszli w las!
.
Zdjęcie Jolanty Szmyd z Norafsport. Dzięki!

Zdjęcie Jolanty Szmyd z Norafsport. Dzięki!
Zdjęcie pochodzi z portalu Nowiny Andrychowskie online

Zdjęcie pochodzi z portalu Nowiny Andrychowskie online

Zaczęło się ostro, chociaż przez kilkaset metrów na samym początku biegliśmy praktycznie po płaskim, za to bardzo błotnistym terenie! 

Kamil zaraz po starcie. Fot.: Barbara Dominiak

.
Zanim zdążyłam pomyśleć, że w sumie, to jest całkiem fajnie, zrobiło się ślisko i stromo, a na kilku odcinkach trzeba było się trochę wspomóc także rękami. I tak po dwóch kilometrach, dopingowani głośnymi dzwonami pasterskimi potrząsanymi dzielnie przez kibiców, dobiegliśmy do grani i pomknęliśmy dalej wąskimi, leśnymi ścieżynami, kierując się w stronę szczytu Na Beskidzie o wysokości 865 n.p.m., przeskakując raz po raz nad jakąś rozległą kałużą, wylewającą się ze swojego dołka.

Kama. Wiatr we włosach, mgła w oczach, grymas na twarzy, ale biegnie! Fot.: Barbara Dominiak

.
No i oto pierwszy zbieg... I od razu mały poślizg na wilgotnych liściach, który na szczęście został przeze mnie opanowany, co bardzo mnie ucieszyło, bo nie lubię się zbierać z błota, jak wszyscy pędzą! Zbiegliśmy mniej więcej w okolicach, gdzie zaczynał się pierwszy podbieg, aby zmierzyć się z drugim… Ten miał podobne nachylenie, co poprzedni, jednak był od niego nieco krótszy. Trasa prowadziła lasem równolegle do nartostrady, którą to znam bardzo dobrze, gdyż często jeżdżę tam w zimie, ciesząc się fajnym, dłuuugim i stromym stokiem. Yhm! A teraz biegnij, człowieku i raduj się nadal!

Po kilometrze podbiegu i 210 m przewyższenia wybiegliśmy na grań na wysokość 810 m n.p.m… Później zakręt w prawo i zbieg stokiem — tym razem w okolice startu. Prawdziwy anglosas, no...

Ostatni podbieg nie był już taki stromy, za to ciągnął się na odcinku około 4 km.  Przewyższenie, jakie tym razem mięliśmy do pokonania, to około 360 m. Na Potrójnej osiągnęliśmy najwyższy punkt trasy: 884 m n.p.m.. Tutaj tez zaczynał się najtrudniejszy według mnie zbieg, prowadzący na zmianę a to wąskim wąwozem wymoszczonym wilgotnymi liśćmi, a to szeroką drogą, pełną ostrych kamieniami, które osuwały się pod wpływem ciężaru zbiegających. Najwyraźniej nie zdążyli posprzątać i poukładać z boku.

Luźne podłoże spowodowało, że trzeba było miejscami trochę wyhamować, ażeby to nie skończyć z rozbitym nosem na najbliższym drzewie, bo takie nieszczęścia lubią chodzić po ludziach, a zwłaszcza po biegaczach w lesie! A ostatnią atrakcją, jaką zafundowano naszym nogom, był skok nad rowem między płotkami! Taki finisz, kochani!

Jest i płotek! Jest też dołek! Zdjęcie Jolanty Szmyd z Norafsport. Dzięki!

.
Na mecie zameldowaliśmy się w następującej kolejności: Kamil drugi, ale pierwszy i ja 33... ale druga kobieta i pierwsza w kategorii. Takie zakończenie sezonu nam się podoba!

Gratulujemy także Agnieszce z Norafsport! Brawo! Dwa rozmazane zdjęcia z dekoracji:
.

Karczma "Czarny Groń" w Rzykach podczas dekoracji zawodników. Bardzo fajny klimat! Polecamy także pyszny gulasz!

.
Oprócz super extra nagród, takich jak długopisy, maskotki i tysiąc ulotek, dostaliśmy jeszcze po bardzo ładnej statuetce, koszulce, po bonie na stóweczkę i po papierowej torebce. Dziękujemy organizatorom, sponsorom i wszystkim, którzy pomagali i dopingowali nas na trasie, a zwłaszcza Klubowi Alpinistycznemu KANDAHAR!

A więcej zdjęć i informacji znajdziecie tutaj:

6 komentarzy:

  1. Gratulacje! Tylko dlaczego Kamil dobiegł na drugim miejscu skoro patrząc na zdjęcia to cały czas prowadził i to z dużą przewagą? Wygląda jakby cały czas prowadził a potem zonk i drugie miejsce.
    Mocarze jesteście z tymi biegami :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... No cóż, odpowiedź jest bardzo prosta, aczkolwiek zdarzenie, które miało miejsce, jest śmiesznie banalne. Niech to pozostanie dla wszystkich przestrogą... Kamilowi rozwiązał się but! Musiał się zatrzymać i to dwa razy, a to wystarczyło, aby skończyć ostatecznie na drugiej pozycji. Biegacze, wiążcie sznurówki na dwa węzełki! :)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Darku, czasami porażka może więcej nauczyć, niż zwycięstwo.

      Usuń
  3. Świetna relacja ... super trasa, fantastyczne zdjęcia i piękne widoczki :)) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lipowa, dziękujemy! A trasa... O tak, bardzo ciekawa i wymagająca! Może kiedyś odwiedzisz Beskid Mały..? Zapraszamy! W końcu my jesteśmy częstymi gośćmi w Zimniku :)

      Usuń