Powiem tak… moi drodzy, mamy jesień! Nie bójmy się tego słowa! Ale jak to… że to już, zapytacie? Przecież dopiero co człowiek się wygrzewał w słońcu rozlany leniwie na ławce w parku, jeszcze tak niedawno w sandałach chodził wieczorami nad Wisłę, no i w krótkim rękawku przecież biegał, nawet o świcie i po lesie, a i tak z tego człowieka trochę kapało po drodze…
No
cóż,
słodkie wspomnienie lata musi odejść w zapomnienie na jakiś czas, bo
oto
się zaczyna jesień… ale wiecie co? Przecież jest tak pięknie! Nawet
wtedy, jak pada..? Jaaasne! Przecież fajnie jest biegać po błocie! Można
sobie
przypomnieć co nieco z dzieciństwa, kiedy to z szatańskim uśmieszkiem,
zerkając
na mamę, czy aby na pewno patrzy i na pewno niczego nie przegapi,
wskakiwało
się w sam środek kałuży albo innej brejowatej mazi
w nowych żółciutkich i błyszczących kaloszkach, a im brudniejsza i głębsza ta kałuża, tym lepiej!
w nowych żółciutkich i błyszczących kaloszkach, a im brudniejsza i głębsza ta kałuża, tym lepiej!
Jeśli
macie to szczęście i mieszkacie w jakimś pięknym miejscu, jak na przykład alpejska
wioska z widoczkiem na Mont Blanc, macie ciocię z domkiem w Tyrolu, albo wujka
z Ameryki, który Was zaprasza na weekendy w Góry Skaliste, to zazdrość i w
ogóle fajnie macie, ale jeśli nie, to polecamy korzystać ile się da z tego, co
aktualnie mamy nieopodal. Za tak zwanym płotem. Czyli z pięknych polskich terenów, zwłaszcza tych poza miastem, które też mogą
okazać się nie docenionym, a interesującym wyzwaniem.
.
Często tak jest… Myślisz sobie: „Cholera, mieszkam w tym mieście, no… I tak daleko mam wszędzie, no… Do lasu kawał drogi, trzeba by chyba samochodem jechać, a najbliższa górka, na której można by jakieś podbiegi uskutecznić, jest chybaaa ze dwaeściakylomeeetrów… No nie da się, nie da! Nie ma, gdzie biegać!” No tak, rozumiem…
Bywa, że się mieszka w samym centrum Kairu, gdzie drzewa, zna się głównie z opowieści, a kiedy się chce jakieś zobaczyć na własne oczy, to można sobie pójść do księgarni… ewentualnie rezyduje się akuratnie w Pekinie, gdzie ciężko się poruszać bez maseczki zakrywającej przynajmniej połowę twarzy w obawie przed pochłonięciem kilograma czarniutkiego, tłuściutkiego pyłu lub innych dymów pochodzących z samochodowych rur wydechowych — a to wszystko podczas godzinnej przebieżki! Jasne! Na szczęście przeważająca większość z nas jednak jakiś tam obszar do rekreacji jest sobie w stanie pozyskać, jeśli tylko będzie chciała. Wierzcie mi, wiem, co mówię… W końcu mieszkam w Krakowie — metropolii południowej Polski! Wystarczyło trochę uporu, nieco wrodzonej ciekawości (nos szperacza!) i końcu udało mi się i mam teraz swoją własną „zieloną mapę” Krakowa i okolic. Swoje miejsca. Tam sobie właśnie uciekam przed hałasem… przed panami z pieskami, przed paniami z wózkami, rowerkami i innymi tworami cywilizacyjnymi. Kropka, aby się ktoś nie obraził!
Było
też trochę czasu na to, żeby uwiecznić ten niezwykły dzień. Było na
prawdę pięknie, a Kamil świetnie się odnajduje w roli fotografa! |
Jednym z takich miejsc, które chciałabym Wam przedstawić, jest Lasek Wolski. Może nie jest to obszar wielkości Puszczy Niepołomickiej, ale dla kogoś, kto sobie mieszka w dużym, dużym mieście — na przykład w takiej metropolii, jak Kraków, gdzie niestety główną, masowo obleganą przez biegaczy oraz mamy z wózkami i dzieciakami przewieszonymi przez rowerki — atrakcją są Błonia lub nadwiślańskie bulwary, a nad głowami unoszą się niestrudzenie samochodowe wyziewy, towarzyszące biednym amatorom sportu o każdej porze dnia i mniej więcej przez połowę nocy, taka „zielona enklawa” będzie jak znalazł.
Plan na wtorek był prosty: jedziemy do Lasku Wolskiego. Po niedzielnym półmaratonie w Wadowicach trzeba się przecież trochę zregenerować! A na regenerację najlepszy jest właśnie cichy, spokojny, wilgotny las… miękkie ścieżki… wystające korzenie, śliskie podbiegi, mokre liście powodujące poślizg i zadyszka. No przecież!
Jest i szlak! Jest i ścieżka! |
.
Las Wolski, zwany tajemniczo w środowisku biegaczy „laskiem”, stanowi całoroczną bazą rekreacyjną dla mieszkańców Krakowa. Położony jest na niewysokich wzgórzach Jury Krakowsko—Wieluńskiej i rozciąga się w zachodniej części miasta.
Najwyższe wzniesienia, to Sowiniec (358 m n.p.m.), Pustelnik (352 m n.p.m.) i Srebrna Góra
(326 m n.p.m.). Całość dzieli się na trzy części: rekreacyjną oraz
rezerwat częściowy "Panieńskie skały i "Bielańskie Skały", które to
stanowią rezerwat ścisły.
Porośnięte lasami wzniesienia Sikornika
górują ponad miastem, prezentując się naprawdę fajnie. Takie „zielone płuca”
miasta, które znacznie cierpi z powodu... ekh! Smogu! Fuj! Więc do lasku, moi drodzy!
. Krajobraz, jak możecie zauważyć, jest bardzo zróżnicowany. Teren, na którym położony jest Las Wolski oraz otaczające go wzgórza pasma Sikornika, zbudowany jest z wapieni. Różnice wzniesień na krótkich odcinkach są stosunkowo duże i wynoszą nawet ok. 120 m. Doliny przybierają kształt głębokich jarów i wąwozów, stoki stromo opadają w dół.
Kamil i "Panieńskie Skałki" |
Bieganie z plecakiem załadowanym obiektywami i aparatami do najprostszych nie należy! Serio! :) |
.
Przez lasek poprowadzone są szlaki turystyczne (serio!). Kto woli pobiegać po mniej uczęszczanej części lasku, może natomiast wybrać jedną z dróżek prowadzących pomiędzy zaroślami. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Może nie uwierzycie, ale kiedy się tak biegnie trochę na dziko wśród drzew, zaliczając co chwilę to podbieg, to zbieg, tu ostrzejszy zakręt, tam znowu sporą błotnistą kałużę, można na prawdę się zatracić i zupełnie zapomnieć, że jest się zaledwie 8 km od ścisłego centrum Krakowa! W końcu obszar, jaki jest zajmowany przez Las Wolski, to ponad 419 ha!
.
Jeśli
ma się ten przywilej posiadać taką wyśmienitą lokatę w postaci pozytywnej energii oraz morza motywacji, jak
biegowy przyjaciel, to jest się prawdziwym szczęściarzem! Można
go zabrać ze sobą nawet na te najbardziej błotniste eskapady! A jeśli
się go
jeszcze nie ma… No cóż, trzeba postarać się go znaleźć. Biegowe
wycieczki mogą stać się o wiele ciekawsze, kiedy ma się tego kogoś, komu jest o tym opowiedzieć! Ba! Nie będzie się patrzyć na Ciebie z niedowierzaniem <serious face>! Można przecież zwołać znajomych, którzy oprócz ploteczek i
zajadania ciasteczek, na pewno dadzą się czasami wyciągnąć pobiegać.
Wystarczy
odrobina skutecznej zachęty!
Kama
Bardzo mi się podoba opis. Bardzo ładne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńZe swej strony obiecuję, że jak tylko wrócę do Krakowa już 15 grudnia - to w zarazu nadchodzącym tygodniu pobiegnę do Lasku Wolskiego :)
Bardzo ciekawy tekst a zdjęcia inspirujące do działania. Warto dodać, że jest duuuużo ścieżek do biegania a do tego krakowbiega i Wawel - biegi na orientację, organizują w zimie GP Krakowa w Biegach Górskich. Warto się wybrać, zostały jeszcze dwie biegi w lutym i marcu. Trasa jest wymagająca a ostatnio Marcin Świerc wykręcił taki czas, że chyba długo będzie trzeba czekać żeby ktoś poprawił. W każdym razie gratuluję bloga. ( Marcin )
OdpowiedzUsuń